1.12.07

Mall

Chodzę sobie po dużym centrum handlowym, jakich to wiele jest w Polsce. Patrzę i sobie tak myślę. Większość tych ludzi to nie ma kompletnie pojęcia o pewnych sprawach. Ja już nie mówię o pannach w jeansach rozpraszających moją uwagę, ale nawet o tych pracownikach, sklepikarzach itepe. To jak, do kurwy nędzy, ma działać ta demokracja??? Sklep ten cały jest tak zaprojektowany, żebym się tu czuł miło i żeby zakupy mi się udały. Ceny są jako tako znośne (konkurencja wokoło straszliwa), stoiska takie, żebym mógł wybrać to co lubię, obsługa nawet zachęca, wszystko jest ok. Ale ja nie mam pojęcia, o tym, jak to działa od kuchni - nie muszę. Bo dba o to jakaś hierarchiczna struktura. Pani na kasie nie decyduje demokratycznie, co ma robić, ani jak co ma wyglądać. JKM, mówiąc, że demokracje w historii ludzkości, to jak pryszcz na dupsku, ma absolutną rację.

30.11.07

Jeszcze o szkołach integracyjnych

Postępowcy-marksistowcy zapluwali się czas temu, że to niby JKM bredzi i że dzieci zdrowe nic-a-nic nie nasiąkną chorobą i niedorozwojem od kalek. A ja się pytam: a w drugą stronę to działa, tak? Bo jaki jest sens robić całą tę integrację, jeśli kaleki nie nasiąkną zdrowiem od zdrowych? Chyba taka jest idea, prawda?

28.11.07

Nie ma to jak interpretacja.

Rozmowa z klientką. O islamie, katolicyźmie, terroryźmie i innych yzmach. Pani chodzi do kościoła, modli się i wogóle zaciąga nawet męża czasem. Potem gadamy o islamie. Że terroryzm też, że to kwestia interpretacji Koranu, że cośtam (ja zwracam uwagę jednak na sury te i owe, co to dosłownie każą bić kobiety, zabijać Giaurów, itp.). A ona dalej, kwestia interpretacji, że i Biblię różnie się interpretuje, choć ona jej nie czyta, i że są świadkowie Jehowy, itp. No dobra. Potem wywalam z grubej rury - KŚ i homomałżeństwa. Przy pierwszej kwestii nawet się zawahała. Bynajmniej nie dlateko, że KKK coś na ten temat mówi, ale że ona się zastanawia i nie wie. Potem jednak już twardy grunt postępu. Tak! Homomałżeństwa OK. Daje nawet przykład i popiera to słowami kapłana: że niby rodzina to nie pan i pani i dzieci na przykład, ale przede wszystkim miłość. Tak jej powiedział ksiądz. Z czego ona, najwidoczniej, wyciągnęła "logiczny" wniosek, że rodzina to tylko miłość. Znaczy niby wyciągnęła na mój skromny użytek, bo przecież taka głupia to ona nie jest i dokładnie wie o co chodzi. Potem jeszcze dodała, że ona chodzi i się modli, ale stosuje własną interpretację Biblii (której, jak wiemy, nie czyta). Dwa wnioski:

1. Gdyby nie faceci, świat zsunął by się do poziomu jaskiniowców w ciągu 5 generacji.
2. KK absolutnie nie powinien zmiękczać swojego stanowiska w ważnych, tradycyjnie uznawanych dogmatach. Nawet jakby miała zostać garstka wyznawców.

P.S. Jeszcze mi się przypomniało, że klientka umotywowała postulat "gay OK" tym, że w Biblii (czy za czasów biblijnych - mówiła raczej niejasno i niegramatycznie wogóle) nie ma słowa "gay".
P.S.2. Cała jej wypowiedź była jakaś miernotowata i lawirancka, co każe mi sądzić, że gdzieś głęboko czuje ona winę.

26.11.07

Kopernik do kitu?

Kopernik stwierdził, że Ziemia nie jest w centrum wszechświata, a Słońce. To wie każde dziecko. No ale się okazało, że gwiazdy, to inne słońca, tak jak nasz Sol, więc wygląda na to, że to też nie jest centrum wszechświata. (A wogóle kto to stwierdził jako pierwszy? Kiedy to było? Kto zrzucił kanonika warmińskiego z piedestału i obalił teorię heliocentryczną? Dlaczego się o tym szerzej nie mówi?). Okazuje się, że nasz układ planetarny, to jeden z tysięcy podobnych, i wcale nie w centrum galaktyki, tyko gdzieś na obrzeżach. Cetrum wszechświata, to także nie jest centrum naszej galaktyki, bo galaktyk zdaje się być wiele. Więc gdzie jest, do diaska, te centrum wszechświata? Zapewne nie istnieje wogóle, bo cały wszechświat powstał w wielkim wybuchu. Powstała wtedy czasoprzestrzeń, więc nie ma punktu centralnego, tak jak nie ma go na powierzchni nadmuchiwanego balona. Więc można go ustalić arbitralnie, tak jak południk zerowy przechodzi przez Greenwich, ale mógłby przechodzić gdziekolwiek indziej. Więc równie dobrze może to być na przykład centrum naszego globu, punkt na posadzce Kaplicy Sykstyńskiej, albo czubek wierzy Eiffel'a. Niezły ambaras trzeba powiedzieć... Niezły ambaras.

Szkolna urawniłowka

Cieszę się, że w Polsce są szkoły prywatne, szkoły obcojęzyczne. J. polski został bowiem niemiłosiernie ujednolicony. Wszyscy mówią tak samo. Co więcej, mówienie lokalnym slangiem, akcentem, gwarą, czy dialektem jest uznawane za obciach. Nie raz spotkałem się z Krakusami, skądinąd bardzo zacnymi, którzy to, szast-prast, przestawali mówić "na pole". Zaciągać też nie wypada trzeba się dostosować nawet wymową. Moim zdaniem to jest kompletna głupota. Język służy do komunikacji. Sposób, w który się mówi, przekazuje także informacje o pochodzeniu człowieka, jego pozycji w społeczeństwie. Chyba, że się ktoś tego wstydzi i nie chce uchodzić za wsioka, czy coś w tym stylu. Ale tak czynią też ludzie wywodzący się z dużych miast! Proszę mnie dobrze zrozumieć - nie uważam, że bycie wsiokiem, to obciach. Ale na jakiej zasadzie mieszczanie z dziada-pradziada, przyjeżdżając do Wawy porzucają to i nic a nic nie są z tego dumni? Nie bądźcie sknery - chciałbym też poznać trochie waszego argotu.
A teraz, odrobinę głupia zagadka lingwistyczna z pogranicza jezyka angielskiego i polskiego. Co to znaczy?:
"Ajent DESA portier, o w de! Konserwa ty w liberii, ale mów męto w polędwicę!"