29.3.08

Przez porównanie

Dowodem na to, że Polacy to naród "rządzony" w dużej mierze przez kobiety, jest to, że po polsku, słowo "zły" ma dwa dwa znaczenia - "niedobry w sensie moralnym, potworny, zbrodniczy", a także "niewłaściwy, nie ten, co trzeba, niedopasowany, źle dobrany". Anglicy są rządzeni przez Anglików, zatem mamy dwa oddzielne słowa: "bad" oraz "wrong". Drugie słowo także ma konotację moralną, oczywiście, w sensie doboru właściwego działania, właściwej drogi, ale Polacy nie mają słowa "bad". Ja wiem, że to jest far fetched, ale...

27.3.08

Ja i UE.

Mimo, że o Unii Europejskiej do tej pory pisałem dość krytycznie, nie jestem jej totalnym przeciwnikiem. Nie uważam, że Polska nie powinna wchodzić w jakieś międzynarodowe stowarzyszenia i układy, że nie powinna nawet czasem ograniczyć swojej suwerenności w celu uzyskania wymiernych korzyści, pewnych celów, bądź pozycji międzynarodowej. Tak to już jest, że wiele ustaleń międzynarodowych wiąże się z dostosowaniem się do pewnych realiów, warunków, bądź wymogów tychże traktatów, co jest oczywiste i zrozumiałe. Jak się zapisuję do klubu fanów BMW, to mam mieć BMW i płacić składkę. Co jest ograniczeniem mojej wolności. Ale też do tego klubu wchodzę dobrowolnie.
Rozumiem jednak pozycję LPR, a w szczególności UPR, ostrzegającą przed integracją, choć, przykładowo, rewelacji StM'a odnośnie niemieckiego spisku nie mam jak zweryfikować, więc biorę je za dobre słowo ipso facto. Albo może raczej na podstawie mojego zdania o StM'ie, jako o niepokornym przeciwiniku zakłamanego "salonu".
Jednak pewne zjawiska nie dają mi spokoju. Po pierwsze oczywiste popadanie UE w kierunku socjalizmu i chęci ograniczenia wolności osobistej kosztem prób regulowania wszystkiego. Państwo wchodzi dobrowolnie - ja już nie. (Ale to zjawisko w swojej naturze czysto demokratyczne.)
Drugą rzeczą, która mnie martwi, (a, odwrotnie, jest oparta na pojęciu mądrości ludu), są próbu manipulacji dokonywane przez PO, inne ugrupowania i media. Innymi słowy, co Oni chcą ukryć? Po co Wymyśla się kłamstawa z podniesieniem napięcia ekektrycznego z 220 do 230 Voltów, z rzekomym kończeniem się numerów telefonicznych? W jakim celu adninistratorzy strony internetowej PO dopuszczają się jawnych manipulacji?
Czy powinniśmy się bać Unii Europejskiej? Czy rzeczywiście, jak przekonują nas niektórzy, jest ona nie tylko wrogiem suwerenności Polski, ale także wrogiem całej cywilizacji europejskiej? Czy na integracji źle wyjdą też, przykładowo, Holendrzy, Szkoci, Irlandczycy i inni, a zwycięży biurokratyczna międzynarodówka?

25.3.08

23.3.08

Polactwo?

Na szczęście nie jest to nagminne, a nawet obiektywnie zmuszony jestem powiedzieć, co zresztą czynię z zadowoleniem, że częściej spotykam się z innymi reakcjami i opiniami, jednak zdarza się to też, iż jakaś osoba, z którą rozmawiam, a która nie pochodzi z Warszawy, z zacięciem psioczy na to miasto. Pani K, klientka, i skądinąd całkiem miła i zacna osoba, dała ostatnio popis polactwa najwyższej próby, mówiąc, że ten Nowy Świat, to strasznie brudny i zaaniedbany jest i wogóle to ona go nie lubi i woli rynek poznański. Na moje pytanie, czy kiedykolwiek tam była, coś zaczęła mataczyć i mącić, a, jak każdy, kto przechadzał się warszawskim Nowym Światem doskonale wie, trzeba przecież przynać, że zapewne nie ma tu czystszej i bardziej zadbanej ulicy. Ja, przykładowo, jestem wielbicielem Krakowa. Jestem Warszawiakiem, ale Kraków lubię. I pomijam milczeniem Krakusów, co to starają się mnie obrazić, sugerując z radością na twarzy, że ta Warszawa to wiocha itd... Stosuję tu zasadę "mądry głupiemu ustępuje, a głupi się z tego raduje". W tym momencie przypomina mi się sytuacja, jakiej byłem świadkiem parę lat temu. Ja i moja dziewczyna, bawiliśmy u jej znajomych w okolicach Łodzi. Towarzystwo było międzymiastowe, część lokalna, część z Warszawy, część z Łodzi. Mąż znajomej, u której byliśmy był właśnie z Warszawy; typ dresiarzo-bmw'owca. W pewnym momencie wywiązała się dyskusja o tym, kto skąd jest. Pan dresiarz został skategoryzowany jako typowy przedstawiciel populacji Warszawskiej - "On? Z Warszawy. Nie widać? Cha, cha, cha." Ale najciekawsza była dalsza część rozmowy - jak zeszło na to, gdzie oni mieszkają, to się okazało, że też w Warszawie. Śmieszne, nieprawdaż?