28.11.07

Nie ma to jak interpretacja.

Rozmowa z klientką. O islamie, katolicyźmie, terroryźmie i innych yzmach. Pani chodzi do kościoła, modli się i wogóle zaciąga nawet męża czasem. Potem gadamy o islamie. Że terroryzm też, że to kwestia interpretacji Koranu, że cośtam (ja zwracam uwagę jednak na sury te i owe, co to dosłownie każą bić kobiety, zabijać Giaurów, itp.). A ona dalej, kwestia interpretacji, że i Biblię różnie się interpretuje, choć ona jej nie czyta, i że są świadkowie Jehowy, itp. No dobra. Potem wywalam z grubej rury - KŚ i homomałżeństwa. Przy pierwszej kwestii nawet się zawahała. Bynajmniej nie dlateko, że KKK coś na ten temat mówi, ale że ona się zastanawia i nie wie. Potem jednak już twardy grunt postępu. Tak! Homomałżeństwa OK. Daje nawet przykład i popiera to słowami kapłana: że niby rodzina to nie pan i pani i dzieci na przykład, ale przede wszystkim miłość. Tak jej powiedział ksiądz. Z czego ona, najwidoczniej, wyciągnęła "logiczny" wniosek, że rodzina to tylko miłość. Znaczy niby wyciągnęła na mój skromny użytek, bo przecież taka głupia to ona nie jest i dokładnie wie o co chodzi. Potem jeszcze dodała, że ona chodzi i się modli, ale stosuje własną interpretację Biblii (której, jak wiemy, nie czyta). Dwa wnioski:

1. Gdyby nie faceci, świat zsunął by się do poziomu jaskiniowców w ciągu 5 generacji.
2. KK absolutnie nie powinien zmiękczać swojego stanowiska w ważnych, tradycyjnie uznawanych dogmatach. Nawet jakby miała zostać garstka wyznawców.

P.S. Jeszcze mi się przypomniało, że klientka umotywowała postulat "gay OK" tym, że w Biblii (czy za czasów biblijnych - mówiła raczej niejasno i niegramatycznie wogóle) nie ma słowa "gay".
P.S.2. Cała jej wypowiedź była jakaś miernotowata i lawirancka, co każe mi sądzić, że gdzieś głęboko czuje ona winę.

Brak komentarzy: