8.4.08

Jeszcze o wolnym rynku

Czasem ludzie myślą, że jak się wprowadzi wolny rynek, to będzie cudownie. Błąd. Nie będzie, bo cudownie nie może być. Choćby dlatego, że każdy ma inne pojęcie cudowności (vide Pflatforma Ubywatelska - szczypta złośliwości z mojej strony, tak zresztą przeze mnie lubianej). Po prostu wszystko inne jest już kompletnie do kitu. A jeśli chodzi o monopole, owszem rodzą się, trwają, osłabiają się, kostnieją, w końcu obumierają, albo przechodzą w formę przetrwalnikową. Tylko, że ten proces może trwać latami, więc czasem taki monopol wygląda na wieczny, nie do ruszenia, ni skruszenia. Ingerencja państwowa jest tu jednak niewskazana. Pomijam negatywne zabarwienie moralne - co państwu do prywatnej instytucji, choćby i największej (nooo, wiemy co - urzędasy często są bardzo zazdrośni), ale takie posunięcia dają clear message mniejszym podmiotom na rynku - nie trzeba się starać, bo przyjdzie walec i wyru... Zresztą po co się staracać, skoro ja sam chciałbym stworzyć imperium na miarę Microsoftu, a jak ma przyjść ten walec... to ja wolę się przyczaić.
Innym aspektem jest bojaźń świata polityki. Ludzie z ogromnymi pieniędzmi mogą mieć władzę. Ale, proszę zauważyć, że głównie w ustrojach silnie demokratycznych (jakim Polska nie jest - a propos, kiedy wreszcie towarzysze z Polski wezmą przykład z towarzyszy chińskich?) - tam można opłacić swoją kampanię, a jeśli jest się jeszcze dobrym mówcą i ma się ogładę medialną, to można zostać prezydentem nawet. Powstaje pytanie - czy taki prezydent będzie wolnorynkowcem? Czy może, z sentymentu i dziwnie postrzeganej lojalności, bedzie chciał utrzymać monopolistyczną pozycję swojego przedsiębiorstwa?

Brak komentarzy: