23.3.08

Polactwo?

Na szczęście nie jest to nagminne, a nawet obiektywnie zmuszony jestem powiedzieć, co zresztą czynię z zadowoleniem, że częściej spotykam się z innymi reakcjami i opiniami, jednak zdarza się to też, iż jakaś osoba, z którą rozmawiam, a która nie pochodzi z Warszawy, z zacięciem psioczy na to miasto. Pani K, klientka, i skądinąd całkiem miła i zacna osoba, dała ostatnio popis polactwa najwyższej próby, mówiąc, że ten Nowy Świat, to strasznie brudny i zaaniedbany jest i wogóle to ona go nie lubi i woli rynek poznański. Na moje pytanie, czy kiedykolwiek tam była, coś zaczęła mataczyć i mącić, a, jak każdy, kto przechadzał się warszawskim Nowym Światem doskonale wie, trzeba przecież przynać, że zapewne nie ma tu czystszej i bardziej zadbanej ulicy. Ja, przykładowo, jestem wielbicielem Krakowa. Jestem Warszawiakiem, ale Kraków lubię. I pomijam milczeniem Krakusów, co to starają się mnie obrazić, sugerując z radością na twarzy, że ta Warszawa to wiocha itd... Stosuję tu zasadę "mądry głupiemu ustępuje, a głupi się z tego raduje". W tym momencie przypomina mi się sytuacja, jakiej byłem świadkiem parę lat temu. Ja i moja dziewczyna, bawiliśmy u jej znajomych w okolicach Łodzi. Towarzystwo było międzymiastowe, część lokalna, część z Warszawy, część z Łodzi. Mąż znajomej, u której byliśmy był właśnie z Warszawy; typ dresiarzo-bmw'owca. W pewnym momencie wywiązała się dyskusja o tym, kto skąd jest. Pan dresiarz został skategoryzowany jako typowy przedstawiciel populacji Warszawskiej - "On? Z Warszawy. Nie widać? Cha, cha, cha." Ale najciekawsza była dalsza część rozmowy - jak zeszło na to, gdzie oni mieszkają, to się okazało, że też w Warszawie. Śmieszne, nieprawdaż?

Brak komentarzy: