5.6.08
3.6.08
Wtorek na Centralnym
Kumpela z Olsztyna poprosiła mnie, żebym ją odebrał z dworca Centralnego w Warszawie. Stwierdziłem, że będę charmant i wogóle, przyjadę po nią, więc zawczasu udałem się tramwajem na Centralny. A że byłem dużo wcześniej, to i zacząłem sobie chodzić po okolicy i podziemiach i zdecydowałem, że wskoczę do knajpki internetowej, jakich w tej okolicy wiele. No i natrafiłem na dość ciekawe miejsce. Z przodu niby klientela normalna, ale brak miejsca, więc wczłapałem się na zadymiony tył. A tam towarzystwo jak na... kurcze sam nie wiem gdzie. Żadnego białego człowieka, jacyś Arabowie zdaje się, i inni dziwaczni ludzie. Nawijają, pylują do słuchaweczek Skype, aż kurz idzie. Jeden to był niezły gość - nie mam zielonego pojęcia, jakiej był narodowości (na pewno nie Europejskiej), a jego mowa to była (dosłownie) kaseta puszczona od tyłu! Azrszzz, grab'ddd, orrr. Itd... No dobra, siedzę sobie jak biały luzak, leniwie przegądam onet i tak zezuję na takiego jednego kolesia.
Facet ma otwarte okno Skype'a, w okienku ładna buzia poleczki, pan coś nadaje przez mikrofon: "Kuhha-nie, nojestmm, gbbrrr, blum blum, cośtam cośtam". Zlepek szczątkowego Polskiego, szczątkowego Angielskiego i jakiegoś fonemowego małpiego kitu. Przynajmniej na mój gust.
W pewnym momencie burak lowelasa z Centralnego ożywił się wyjątkowo nachalnym chime'm. Coś pomiędzy szlachtowanym kogutem i walcowanym kotem dachowcem. Lowelas wyjął komórkę niespiesznym, nonszalanckim ruchem delikanej rączki ozdobionej złotą obrączką i zaczął nadawać, tym razem po arabsku (salem, szahalem, salemalejkum). I tak przez następne 15 minut. Panna z okienka zaczęła cokolwiek się niecierpliwić, z początku dając temu subtelny wyraz twarzą, a następnie już nieco ostrzej, swoje niezadowolenie z braku należytej atencji zaczęła oznajmiać palcem w twarzy, a dokładniej rzecz nazywając, w nosie. Perfidny pan Mahomet, nic sobie z tego nie robiąc, nadawał dalej.
"Się lubią", pomyślałem sarkastycznie. Chyba we właściwym momencie bo, sprowokowany mędzeniem słowiańskiej piękności innostraniec ryknął do chińskiej słuchawki podłączonej do chińskiego złącza USB - "I'm talking with my father!#$%!!!!!". Ostatnią rzeczą, którą zobaczył, była czerwona słuchaweczka Skype'a. Jak wychodziłem, znowy próbował się połączyć. Ja napylałem na peron.
Facet ma otwarte okno Skype'a, w okienku ładna buzia poleczki, pan coś nadaje przez mikrofon: "Kuhha-nie, nojestmm, gbbrrr, blum blum, cośtam cośtam". Zlepek szczątkowego Polskiego, szczątkowego Angielskiego i jakiegoś fonemowego małpiego kitu. Przynajmniej na mój gust.
W pewnym momencie burak lowelasa z Centralnego ożywił się wyjątkowo nachalnym chime'm. Coś pomiędzy szlachtowanym kogutem i walcowanym kotem dachowcem. Lowelas wyjął komórkę niespiesznym, nonszalanckim ruchem delikanej rączki ozdobionej złotą obrączką i zaczął nadawać, tym razem po arabsku (salem, szahalem, salemalejkum). I tak przez następne 15 minut. Panna z okienka zaczęła cokolwiek się niecierpliwić, z początku dając temu subtelny wyraz twarzą, a następnie już nieco ostrzej, swoje niezadowolenie z braku należytej atencji zaczęła oznajmiać palcem w twarzy, a dokładniej rzecz nazywając, w nosie. Perfidny pan Mahomet, nic sobie z tego nie robiąc, nadawał dalej.
"Się lubią", pomyślałem sarkastycznie. Chyba we właściwym momencie bo, sprowokowany mędzeniem słowiańskiej piękności innostraniec ryknął do chińskiej słuchawki podłączonej do chińskiego złącza USB - "I'm talking with my father!#$%!!!!!". Ostatnią rzeczą, którą zobaczył, była czerwona słuchaweczka Skype'a. Jak wychodziłem, znowy próbował się połączyć. Ja napylałem na peron.
Subskrybuj:
Posty (Atom)